Książka drogi


W podróży każda książka staje się lekturą obowiązkową. W sensie, że obowiązkiem każdego obywatela jest wziąć książkę w podróż. Ideałem byłoby, gdyby była lekka (wagowo), przy tym względnie obszerna (żeby nam się, broń Boże, w połowie drogi nie skończyła) i wciągająca jak (tu wstaw błyskotliwe porównanie na poziomie Pratchettowskim).

Tuż przed dziewięciogodzinną podróżą, w tak zwany "tę i nazad" otrzymałam w darach od HatakPeeL nowiutką, świeżutką, drugą część pierwszej części (ha, a wydawca się śmieje, bo rozbijając tom na atomy zarabia dwa razy więcej) "Przebudzenia lewiatana". Na okładce dumnie wisi cytat z (TEGO) Martina, który przyznaje, że "ta space opera skopała mu dupę". Jako że jestem konsumentem przewrotnym, widząc takie hasła automatycznie lekko się uprzedzam i obiecuję sobie po cichutku, że ja niczego sobie skopać nie dam.


I stało się tak, że pierwsza część pierwszego tomu może nie rzuciła mną o ścianę, ale urzekła mnie wystarczającą ilością elementów, żeby uznać ją za wstęp do nadchodzącej kocówki. Żeby przeczytać więcej na ten temat, trzeba się wkliknąć w recenzję na Hataku. W skrócie, zachwyciło mnie dobrze uargumentowane uniwersum i postacie, którym daleko do sztampy i płaskostopia osobowości.

No, i te bezbłędne dialogi.

Autor fantastyki, któremu chce się podjąć trud wsłuchania się w swojego bohatera zawsze ma u mnie +10 na starcie. Jeśli dodatkowo podpala wszystkie wytarte schematy na postać, bądź też z nich kpi, dostaje moje czytelnicze serduszko. I moje pieniądze, bo gotowa jestem kupować wszystkie jego następne książki w ciemno. I z pisarskim tandemem Franck-Abraham ukrywającym się pod szyldem "James S.A. Corey" dokładnie tak będzie. Bo drugą częścią pierwszego tomu sagi "Ekspansja", faktycznie, skopano mi to i owo.

Skojarzenie muzyczne z "Przebudzeniem Lewiatana" było dość oczywiste. O ile inwazję Żniwiarzy odparłam dopiero niecałe dwa tygodnie temu, o tyle ścieżki dźwiękowej do "Mass Effect 3" słucham od dnia premiery. I znam na pamięć. I kocham każdym zakamarkiem mojego serduszka.

Nie chodzi tutaj tylko o piękny, temat przewodni na pianino skomponowany przez samego Clinta Mansella ("Leaving Earth") znanego głownie z "Requiem dla snu". Przy tym soundtracku pracowała czołówka kompozytorów zajmujących się muzyką do gier, więc wyobraźcie sobie, co powstało z ich połączonych mocy. Piękne, poruszające, zawieszone między elektroniką, a klasyką rzeczy.

Bo wcale nie chodzi tylko o to, że Jim Holden z "Przebudzenia Lewiatana" ma dla mnie wygląd domyślnej postaci komandora Sheparda. Nie, nie.

6 komentarze:

Unknown 6 lipca 2013 17:07  

Nie znam sie ale wypowiem sie:) A czemu ty jeszcze nei masz kindla? miłośc do papieru czy masohizm?

Fiolka 6 lipca 2013 17:41  

Bo nikt mi go jeszcze nie kupił :P

Poza tym naprawdę chcę mieć dużo regałów z książkami w moim przyszłym domu. Moim ideałem jest biblioteka Neila Gaimana.

m_giffin 6 lipca 2013 18:49  

Ta obowiązkowość lektur to chyba jeszcze utopia, co prawda ludzi czytających w środkach transportu można spotkać dosyć często, ale zawsze należą oni do mniejszości (np. jedna osoba w zapełnionym wagonie). A książkę (pierwszą część pierwszego tomu :)) mam w planach. Rekomendacja Martina mnie nie rusza, ale i tak wiem, że warto sprawdzić tego autora :)

Pozdrawiam,
M.

Fiolka 6 lipca 2013 18:53  

A nawet autorów! Albowiem dwoje ich jest pod jednym nazwiskiem :)

M., mnie zawsze rozbrajają ludzie, którzy w środkach transportu przez bite dwie godziny potrafią gapić się w okno. Nie spać, nie majstrować przy telefonie, ale po prostu siedzieć i... tyle. A mam wrażenie, że takich jest więcej niż czytających :)

m_giffin 6 lipca 2013 20:15  

Czasem sama tak siedzę, ale tylko jeśli jestem strasznie niewyspana, bo kompletnie nie umiem spać w trakcie podróży ;) Ale nie ma to jak czytanie ^^

PS. To teraz mam ochotę walnąć się w czoło, bo właśnie nie przyszło mi do głowy, że pod jednym pseudonimem mogą pisać dwie osoby i zastanawiałam się o co chodzi z tym tandemem :)

Unknown 6 lipca 2013 21:07  

a u meni właśnei wiekszość czyta. tylko że zaczynaja przewazac albo 50/50 kindle kontra real bóki, i to chyba w sumie ludzie czytajacy w pociągach/metrze mnie nakłonili na powrót do czytania, taka presja społeczenstwa tudziez psychologia tłumu o ile to coś innego:)

Prześlij komentarz